III MAiA
Halo halo, tu rozgłośnia Świeckiego Radia. Heretycki głos w Waszych domach. Prezentujemy sprawozdanie z trzeciego Marszu Ateistów i Agnostyków.
Tegoroczny marsz odbywał się pod hasłem "O świeckość państwa".
Na Plac Wolnica z którego startował marsz dotarliśmy pięć minut przed rozpoczęciem imprezy. Przywitał nas widok kolorowego tłumu z transparentami, dookoła którego stały samochody policji, funkcjonariusze tejże, a także dziennikarze i wóz transmisyjny telewizji TVN. Całość w świetle październikowo szarego słońca.
Tradycyjnie już rozpoczęliśmy nasz udział od obchodu i czytania transparentów. Wymieńmy tu niektóre godne uwagi: "Intronizacja Cthulu na króla Polski" (ten spodobał nam się chyba najbardziej), "Tylko owce potrzebują pasterza", "Stop klerykalizacji Polski". Największy tytułowy transparent miał napis: "Świecka Polska, Świecka Europa". Dostaliśmy też śliczne fosforyzujące nalepki, na których widniała rybka z nogami i napisy "science", "sushi" itp.
Wtem spostrzegłem coś, co spowodowało że na moment zaniemówiłem ze zdziwienia. Motyl na rowerze! Tak! Gigantyczny motyl jeździł radośnie dookoła nas na rowerze! Dopiero po bliższym przyjrzeniu udało nam się zorientować, że to w istocie człowiek przebrany za motyla. Wtajemniczeni pewnie już wiedzą, że to nikt inny jak przesympatyczny artysta - Paweł Hajncel znany jako Człowiek-Motyl z Łodzi, który często zatrudniany jest przez tamtejsze parafie w celu urozmaicenia procesji i innych obrządków religijnych.
Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze nacieszyć się Motylem, gdy Mateusz Burzawa zainaugurował marsz swoim przemówieniem. Postulaty te to między innymi: równe traktowanie osób wierzących i niewierzących przez państwo, sprzeciw wobec rozdawania majątku publicznego kościołowi, zaprzestanie dotowania kościołów państwo i wreszcie wyłączenie religii z programów szkolnych.
Po Mateuszu głos zabrała pani posłanka Senyszyn oraz zespół samby, (znany nam choćby z "Manify") który po raz pierwszy pojawił się na MAiA i od razu zdobył sobie sympatię publiczności.
Po przemówieniach, kołysząc się w rytm samby, uformowaliśmy kolumnę i pomaszerowaliśmy z placu Wolnica kierując się ulicą Krakowską pod Wawel. My maszerowaliśmy skandując "Wol-na szkoła, religia do kościoła!", "Komisja majątkowa, chańba narodowa" i "Świeckość państwa", zespół grał sambę, a dookoła nas jeździł na rowerze Motyl. W okolicach Wawelu do brzmienia gwizdków należących do przygrywającego nam zespołu, dołączył gwizdek policjanta służby drogowej, który kierował w tym miejscu ruchem.
Niestety funkcjonariusz nie wyczuł rytmu i wszedł nie dość, że z lekkim opóźnieniem to jeszcze nie w tę część taktu w którą powinien. Wydarzenie to spowodowało lawinę komentarzy na temat stanu edukacji muzycznej w dzisiejszych szkołach.
Gdy minęliśmy już Wawel i rozpoczęliśmy marsz plantami dostrzegliśmy, że z okien pobliskiego Seminarium Duchowego spoglądają na nas dwaj młodzi mężczyźni. Przyglądali się z dużym zaciekawieniem i nawet zaczęliśmy do nich machać - nawołując by poszli z nami. Odniosłem wrażenie, jakby mieli ochotę się przyłączyć i tylko wrodzona nieśmiałość nie pozwoliła im na opuszczenie murów seminarium.
Zaraz za wspomnianym seminarium, nasz pochód zatrzymał się na moment pod pomnikiem Boya-Żeleńskiego. Tam wysłuchaliśmy między innymi niezwykle haryzmatycznego przemówienia profesora Hartmana na temat sejmowego krzyża. Od razu widać, że kampania wyborcza nie osłabiła bynajmniej zdolności oratorskich pana profesora. Nie muszę chyba dodawać, iż przemówienie przyjęte zostało z dużym aplauzem zgromadzonych.
Jako, że czas naglił ponownie stanęliśmy w jednej kolumnie i ruszyliśmy na krakowski rynek. Po drodze pozdrawiali nas serdecznie parafianie wychodzący z okolicznych kościołów. Gdy dotarliśmy na rynek, dostrzegliśmy pod sukiennicami witającą nas młodzieżową grupę oazową wraz z towarzyszącym jej dziarskim księdzem.
Grupa ta nie czekając długo, rozpoczęła śpiewanie melodyjnej piosenki o znamiennych słowach "Jezus cię kocha". Jeden z młodych oazowiczów wskoczył przy tym na cokół okalający pomnik Adama Mickiewicza. Nie przerywając śpiewania skakał po nim dość żywo, wymachując jednocześnie w naszym kierunku wszystkimi czterema kończynami. Trudo domyślać się czy chciał w ten sposób zamanifestować swoje przywiązanie do wiary i wartości religijnych, czy może raczej uwielbienie dla twórczości narodowego wieszcza.
Oazowicze śpiewali bardzo składnie, chór miał podział na głosy. Gitara brzmiała soczyście, a młodzi chrześcijanie dobierali akordy niezwykle trafnie (choć nad septymowym mogli by jeszcze odrobinkę popracować). Nagłośnienie działało bez zarzutu.
Zastanawiać mogą jedynie, zacięte miny zarówno księdza jak i niektórych oazowiczów, tak kontrastujące ze słowami o miłości. Zapewne jednak to wina październikowego wiatru, który nie oszczędzał nas wszystkich tego dnia.
Niestety nie dane nam było wysłuchać drugiej zwrotki tej jakże uroczej piosenki. A to wszystko za sprawą pana prezesa krakowskiego oddziału Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Bezwstydnie włączył megafon i rozpoczął przemówienie (co za impertynencja). Przemówienie było na temat postulatów 3-go MAiA, o których już wspominaliśmy a wrócimy do nich jeszcze w końcowej części sprawozdania.
Po skończonym przemówieniu, ponownie uformowaliśmy zgrabny kondukt i rozpoczęliśmy marsz w kierunku ulicy Floriańskiej, skandując przy tym nieśmiertelne "Wolna szkoła, religia do kościoła". Widząc to, młodzi katolicy przerwali swe śpiewy i zapewne chcąc nas godnie pożegnać machali ku nam radośnie wykrzykując "idźcie z bogiem". Nie nadmienili niestety przy tym, którego z nich mają na myśli. Nie chcąc im sprawić przykrości, zabieraliśmy ze sobą wszystkich bogów jakich tylko napotkaliśmy po drodze. Ci - o dziwo przyłączyli się do nas nad wyraz chętnie.
Finał naszego pochodu, to siedziba Wojewody Małopolskiego. Tam właśnie kilkuosobowa delegacja odłączyła się od grupy i wzorem Martina Lutra przymocowała do drzwi urzędu kartkę z naszymi postulatami. Jako, że operacja ta trwała kilkanaście minut (gdyż przerywana była przez reporterów którym nasi posłańcy udzielali wywiadów) - mieliśmy trochę czasu na przemyślenia.
Pierwsza refleksja jaka nam przyszła do głowy, to fakt pewnej poprawy obyczajów wśród naszych katolickich współmieszkańców planety. Na nasz pierwszy marsz wysłali nam naprzeciw - niezwykle agresywnych, nastawionych konfrontacyjnie skinów-nacjonalistów. Dziś poprzestali tylko na dzieciach z gitarą. Trudno było by nie docenić tego gestu.
Druga myśl, a właściwie pytanie - skoro pojawiła się kontr-manifestacja, to dlaczego nie pojawiły się kontr-tezy? Nasi oponenci mogli by je przecież przymocować na drzwiach tuż obok naszych. Ba! można by je nawet ułożyć jakoś zgrabnie w pary. Jeden nasz postulat - i jeden kontr-postulat.
I tak dla przykładu, postulat:
"Domagamy się wolnej od symboliki religijnej przestrzeni publicznej",
mógłby mieć parę:
"Żądamy by w każdym urzędzie państwowym wisiały po dwa krzyże" (no w końcu jeden już i tak wisi. A czegoś przecież trzeba żądać?)
Chodźmy dalej tym tropem, postulat:
"Jesteśmy za tym, żeby każdy miał wolność i przestrzeń do własnych przekonań i wiary, byle tylko nie zagrażał innym."
i kontr-postulat:
"Chcemy by każdy miał wolność do przekonań wyłącznie katolickich, bez uwzględniania innych światopoglądów".
Czy wreszcie na nasze: "Żądamy wyłączenia religii z programu nauczania szkół publicznych i nieuwzględniania oceny z tejże na świadectwie."
należało by stworzyć kontr-tezę: "Żądamy obowiązkowych lekcji religii katolickiej dla wszystkich uczniów oraz studentów studiów wyższych".
Czyż takie kontr-tezy nie oddawały by istoty naszej polemiki? Można by ując sprawy jasno i bez ogródek. Trudno powiedzieć co powstrzymuje przeciwników świeckiego państwa od tak jawnego sformułowania swoich postulatów. Może to ta wrodzona nieśmiałość...
Nie mieliśmy jednak czasu by głębiej zastanowić się nad tym tematem, gdyż w nasz marsz dobiegł końca. Na Placu Matejki, Mateusz podziękował nam wszystkim za udział i zaprosił na przyszły rok. A po marszu odbyły się niezykle ciekawe dyskusje oraz impreza integracyjna. Ale to już całkiem odrębna opowieść... :)